niedziela, 28 listopada 2010

piątek, 19 listopada 2010

Niedobre wieści z południa Rezerwatu.

Stowarzyszenie PLATAN zawiadamia:
Trwa napór deweloperów na Jeziorko Czerniakowskie.Firma PRIBO z Suwałk od czterech lat próbuje wybudować duże osiedle na działce 3-hektarowej w południowej części Jeziorka.Jest to teren najmniej korzystny dla budownictwa,ponieważ wytępują tutaj grunty organiczne,tj.torfy i namuły.Skuteczny opór tym pomysłom stawiały dwa stowarzyszenia: PLATAN oraz SADYBA MIASTO-OGRÓD. Teraz PRIBO wystartowało z nową inicjątywą.Będziemy informować o działaniach developera,który chce wybudować na mokradłach w pobliżu elektrowni SIEKIERKI domy mieszkalne.
       Tomasz Trepka
Stowarzyszenie PLATAN


Przyjrzyjmy się bliżej sytuacji:
Lokalizacja planowanego osiedla.Kolor pomarańczowy. Kliknij na foto żeby powiększyć.
A to rozpoznanie warunkow geologiczno-inżynierskich w otoczeniu Jeziorka wg dr Michała Fica i dr Wojciecha Katryńskiego,Przegl.Geolog.nr 8/2005.Jak widać wysoce wrażliwe grunty: torfy i namuły występuję w kilku miejscach w Rezerwacie.Wiedza o tym nie dochodzi do świadomości decydentów,niestety.Wspomniani tu eksperci to znane autorytety,ich ekspertyzy przytaczał również....RDOŚ.

A oto osiedle w całej krasie - ma być posadowione w dużej części na torfach.Ewidentnie wbrew diagnozie ekspertow,niestety...Tak rozległe osiedle odbierze wiele metrów sześciennych wód opadowych zasilających Jeziorko.Jak na razie inwestorzy przyszli z dwóch stron.Ciekawe co szykuje Rezerwatowi Ratusz po wyborach??

czwartek, 18 listopada 2010

W odpowiedzi na niektore komentarze..

Gwoli przypomnienia o co chodzi w tym sporze? Czym jest w istocie rezerwat Jeziorka Czerniakowskiego? Czym był? Jak powstał? Jaka jest prawda historyczna? Dla kogo w 1938 roku prezydent Stefan Starzyński zakupił tereny Rezerwatu a który z prezydentów sprywatyzował własność warszawiaków???!!! Nie na wszystkie pytania mamy już wyczerpujące odpowiedzi.

O Rezerwacie

Martyna Stysło laureatka Konkursu Wiedzy Obywatelskiej,W-wa 2010,gratulacje!!!

środa, 17 listopada 2010

Czyżby wyrok już zapadł?

 Warszawa,środa,godz.16.30

Pan Arkadiusz Drewniak, zastepca dyrektora Biura Ochrony Środowiska  z upoważnienia Prezydenta Miasta Stołecznego podpisał decyzję środowiskową opatrzoną datą 19 października 2010 roku.W decyzji tej,powołując się na stosowne artykuły kodeksu postępowania administracyjnego regulującego dostęp społeczeństwa do procedur podejmowania decyzji i ochrony środowiska,zawiadamia o zamiarze zbudowania osiedla na ok.1200 mieszkańców nad Jeziorkiem przy ul.Bernardyńskiej.Od decyzji tej przysługuje stronom prawo do odwołania sie, jednak,niestety,żadna ze stron, zgodnie z naszą aktualną wiedzą tego dotychczas nie uczyniła,mimo,że termin odwołania upływa.Nie wiemy,jak długo decyzja była pokazywana w internecie,czy ktoś ją już wcześniej opublikował.Oby tak było!!Nie jesteśmy prawnikami, nie mamy do prawników dostępu,uważamy jednak,ze warszawiacy powinni znać szczegóły tej decyzji.Lepiej późno,niż wcale.Chcielibyśmy wierzyć,że ktoś odwołał się od rzeczonej decyzji nr 891,która jest pierwszym krokiem do zbudowania osiedla przy rezerwacie!!!Okazuje się,że przedstawienie z protestami trwa,media komentują,a za kulisami bezwzględna machina urzędnicza nabiera rozpędu.Po wyborach nic się nie zmieni,dostarczymy tylko alibi decydentom, glosując w akcie demokratycznym....
                                         Pełny tekst decyzji.

niedziela, 14 listopada 2010

Głos eksperta...

Joanna Mazgajska pisze:
Obserwując decyzje urzędników w wielkich miastach Polski, można odnieść wrażenie, iż rozwój mierzą jedynie liczbą inwestycji i zaangażowanym kapitałem.
Skuteczność włodarza miasta ocenia się wielkością kwoty pieniędzy „przerobionych” przez jego administrację. Mniej ważne, na co zostały one przeznaczone. To trochę dziwne, zważywszy, iż głównym zadaniem samorządu jest zaspokajanie potrzeb społecznych. W wielkich miastach brak planów miejscowych, które zapobiegłyby chaotycznemu wyszarpywaniu najcenniejszych terenów rekreacyjnych z tkanki miasta. Wyszarpywaniu, gdyż inwestor zawsze dąży do maksymalizacji zysków z przedsięwzięcia budowlanego. Deweloperzy najchętniej budowaliby kosztem obszarów cennych przyrodniczo (przewrotnie podkreślając „ekologiczność” inwestycji) i w lokalizacjach położonych możliwie blisko centrum. Większość ludzi chciałaby bowiem mieszkać w miejscu cichym, bezpiecznym, otoczonym zielenią, pozbawionym spalin i niezbyt daleko od centrum miasta. Pytanie tylko, czy setki tysięcy obecnych mieszkańców powinny się poświęcić na rzecz grupy najbogatszych, oddając parki miejskie, otuliny rezerwatów i użytki ekologiczne pod zabudowę? W takich miastach jak Warszawa czy Kraków praktycznie brak długoterminowego planu rozwoju, który uwzględniałby potrzeby życiowe mieszkańców. Lekceważy się kwestie takie jak jakość powietrza i wody pitnej, ochrona przed hałasem, dostęp do zielonych terenów rekreacyjnych, szybki transport w możliwie najmniejszym stopniu obciążający środowisko... Standardy obiektywizmu polskich urzędów tak różnią się od europejskich, iż można mówić o patologii. Organy samorządowe wspierają inwestorów – właścicieli gruntów na terenach miejskich. Nierzadko można odnieść wrażenie, iż zadanie urzędów (także odpowiedzialnych za ochronę środowiska) sprowadza się do asekurowania inwestora w procesie możliwie szybkiego uzyskania koniecznych zezwoleń. Wybierają więc takie procedury, które nie wiążą się z dodatkowymi „komplikacjami”, wynikającymi np. z uwzględnienia głosu społeczeństwa. Takie podejście kłóci się z oczekiwaniami obywateli, którzy uważają, że mają prawo do decydowania o przestrzeni publicznej, w której żyją. Gdy dojdzie do konfliktu, czują się oszukani i rozgoryczeni. Stronniczość na rzecz inwestora powoduje, iż opłacani przez obywateli urzędnicy postrzegani są jako wróg, przed którym społeczność lokalna stara się rozpaczliwie bronić. Prowadzi to do licznych konfliktów. Jednostki, które odważą się we własnym bądź publicznym interesie przeciwstawić miastu i inwestorowi, są często piętnowane przez media. Niestety wiele osób bezkrytycznie przyjmuje punkt widzenia przedstawiony w reportażu czy artykule, zapominając, iż same mogą w przyszłości znaleźć się w podobnej sytuacji. Zdeterminowane grupy obywateli domagających się prawa do udziału w decyzjach, których skutki będą miały wpływ na ich życie, oskarża się o egoizm i działanie na szkodę interesu publicznego. Tym „interesem” może być np. sortownia śmieci „wzbogacona” materiałami toksycznymi, kolejny wieżowiec zagranicznego inwestora w centrum miasta czy inwestycja mieszkaniowa na terenie zalewowym... Otoczeni wianuszkiem prawników inwestorzy czasami nie mają skrupułów. Przykład? Mieszkańcy miasta X protestują przeciw zabudowie jednego z najcenniejszych terenów w mieście. Zbierają na osiedlu podpisy. Lista z petycją wyłożona jest w pobliskim sklepie. Ostatecznie nie zostaje złożona w ratuszu, ponieważ osoba, która zainspirowała tę akcję, orientuje się, iż istnieją dwie równoległe inicjatywy. Niedoszła petycja zostaje zniszczona. Po pewnym czasie wielu mieszkańców zostaje wezwanych na przesłuchania na policję. Okazuje się, iż deweloper zatrudnił detektywa, który rzekomo nagrał w sklepie kamerą, jak ktoś dwukrotnie podpisuje się na tej samej liście. Nikomu nie zostaną w tej sprawie postawione zarzuty, jednak gorliwe działania policji powodują zastraszenie wielu osób. Inny przykład: chodzi o budowę wieżowca w centrum miasta W. Siedmioro mieszkańców wynajęło prawniczkę i z powodzeniem zaskarżyli inwestycję do sądu administracyjnego. Powodem było znaczne ograniczenie oświetlenia mieszkań na skutek budowy. Teoretycznie obywatele mają prawo do rekompensaty za pogorszenie warunków życiowych ze względu na realizowaną w ich miejscy zamieszkania inwestycję. Jednak wymienioną w ramach negocjacji kwotę inwestor uznał za „próbę szantażu” i skierował sprawę do prokuratury. I znów, na zdrowy rozsądek zarzuty są bezpodstawne, a wszczęcie jakiegokolwiek postępowania wątpliwe. Za to efekt zastraszenia stron postępowania – bezcenny. Bogaty inwestor może liczyć na wsparcie ze strony wysokich urzędników miasta, którzy nie tylko spotkają się z przedstawicielami firmy, ale nawet w sądzie uproszą przyspieszenie terminu rozprawy. Skąd tyle konfliktów? Myślę, iż wynika to ze słabego zrozumienia przez samorządowców, czym jest demokracja. Większość decyzji w sprawach ważnych dla mieszkańców jest obywatelom po prostu narzucana z góry. Nieuwzględnienie mieszkańców na wczesnym etapie podejmowania decyzji z góry nastawia ich negatywnie do przedsięwzięcia, czują się pominięci. Mało tego, wiele postępowań jest tak prowadzonych, aby uniknąć jakiegokolwiek wpływu obywateli na dane postępowanie. Dochodzi do sytuacji, kiedy obywatele, będący początkowo stroną w postępowaniu administracyjnym, są z niego „wymazywani”, gdy tylko urzędnicy orientują się, iż naprawdę interesują się sprawą. Prawo unijne, a w szczególności konwencja z Aarhus, nakłada na Polskę obowiązek przestrzegania pewnych standardów, które jednak wdraża się u nas bardzo opornie. Kiedy ostatnio poinformowałam jednego z radnych o potrzebie przeprowadzenia konsultacji społecznych poprzedzających inwestycje, spytał zdumiony: „Jak to? Za każdym razem?”. Musimy zdać sobie sprawę, że mamy prawo do decydowania o środowisku w którym żyjemy. Jeśli nie będziemy czynnie domagać się udziału w podejmowaniu decyzji w ważnych dla nas sprawach, trudno liczyć, że nastawienie radnych i urzędników się zmieni.




Joanna Mazgajska

Artykuł ukazał sie w listopadowym numerze ZIELONYCH WIADOMOŚCI.

niedziela, 7 listopada 2010

Upolitycznienie Jeziorka...

Pokutuje idiotyczne przekonanie,ze nie powinniśmy zajmować sie polityka.Są to resztki po peerelu, kiedy to tylko ludzie namaszczeni mieli taki monopol.Masy miały pozostać apolityczne.Co zrobily te masy wszyscy wiemy.Teraz mamy/powinniśmy mieć społeczeństwo obywatelskie.Ileż narzekania na niską frekwencję wyborczą a przecież akt głosowania jest stricte polityczny! Demokracja oczekuje od każdego aktywności politycznej.Od tego nikt nie ucieknie.Bajdurzenie o apolityczności jest odwracaniem sie od stanu faktycznego.
Przykładem może być chociażby Jeziorko.Od ponad roku a scisle od podpisania pozwolenia na budowę przez szefową Ratusza, rozpoczęly sie protesty a ten blog zaistniał na facebooku i nie tylko.Jednak teraz gwałtownie zwiekszyła sie liczba obrońcow Jeziorka.Nawet prezydent Hanna Gronkiewicz rozpoczęła procedure budowlana od nowa.Pusty gest,budowa trwa ale sygnał poszedł.
Jednak najbardziej znamiennym przejawem tej tendencji było zwołanie konferencji prasowej przez RDOŚ.Skandaliczna zasada pomijania drugiej strony,odrzucenie szansy dialogu ujawniły sie tu w całej okazałości.RDOŚ uzurpował sobie wyłączne prawo głosu,dopuszczając tylko dziennikarzy,ktorzy nie są przecież stroną w sprawie.RDOŚ wszczął walkę ze stroną społeczną,zapominajac, że tej stronie ma służyć i jej interesów bronić.Gwoli prawdy,strona obywatelska "dorwała sie do głosu" podając mniej lub bardziej fikcyjne dowody uprawiania profesji dziennikarskiej.Osobie przemawiajacej jako mieszkaniec przerwano po prostu wypowiedz!! Konferencja uwidoczniła,że RDOŚ wlaściwie pragnie tylko wykazać swoja omnipotencję.Nie liczą sie protesty,interes warszawiakow,liczy sie zagrożona pozycja RDOSia,ktory,zdaniem instytucji nadrzednej podejmuje decyzję z naruszeniem prawa.O tym jednak nie należy mowić,bo orzeczenie oprotestowano i nie ma jeszcze werdyktu sądu..Ta instytucja zapomniała,że nie rządzi ale służy,a jej właścicielem i sponsorem są obywatele a nie odwrotnie.
                                                                 ...łąka miesiąc temu.

środa, 3 listopada 2010

Co nowego? konferencja...

http://www.tvnwarszawa.pl/28415,1680635,0,1,jeziorko_czerniakowskie_budowa_bez_znamion_przestepstwa,wiadomosc.html
http://www.tvp.pl/warszawa/informacyjne/kurier-warszawski/wideo/3112010/3212258

http://www.tvnwarszawa.pl/28415,1680749,0,1,jeziorko_czerniakowskie_plan_ochrony_nie_wstrzyma_inwestycji,wiadomosc.html

http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,67305,8609256,Mozna_budowac_bloki___Nie_wysusza_jeziorka_.html


No cóż tu dodać.Merytorycznie te relacje wyczerpują wydarzenia na konferencji. Bylo jednak kilka ciekawostek.Pani konserwatorka przyrody uzyla zwrotu "tak zwane kosultacje społeczne..." Dziekujemy za szczerość.Organizatorzy zaniepokojeni zapowiedziami obecnosci ekologow z tytulami naukowymi po prostu zapowiedzieli,ze do głosu dopuszczą tylko dziennikarzy.W praktyce było z tym różnie. Na samym początku zabrali glos mało znani jako obrońcy Jeziorka, kandydaci na radnych.Przemówili ostro w obronie warszawiaków.Późno,ale im więcej nowych obrońców tym lepiej dla Rezerwatu.Przedtem jednak mieliśmy nudne długie i bez sensu seminarium o strukturze i procedurach RDOŚ.Wyszło na to,ze utrzymujemy za nasze podatki dużo wysokich funkcji których posiadacze nie dbają specjalnie o nasze interesy.Urząd jest rozbudowany i z pewnością ważny.Temat Jeziorka potraktowany został marginesowo.Nawet nowych ekspertyz nam nie udostepniono tłumacząc sie ...prawami autorskimi,ktore nie należą do RDOSiu!!!Rzecznik prasowa  RDOŚ ostro dyscyplinowała obecnych,pouczając ich jak mają mówić.Faktycznie,ośmielali się zagajać tymczasem należało zadawać pytania.Poinformowano nas także, że Jeziorku najbardziej zagrażają ludzie.Spaceruja, brudzą a nawet ...pływają nielegalnie w wodzie.Stwierdzono również,że ochronie podlega obszar zlewni jeziora.Granice zlewni wyznaczono arbitralnie.Otulina natomiast nie wymaga ochrony.Aż dziw poco taka otulinę wymyślono - pomyślałem jako laik i profan.Następnie poradzono nam zorganizować własna konferencję prasowa za nasze pieniądze,bo ta sie właśnie skończyła.Zapomniano dodać,ze konferencja RDOSiu została zafundowana z budżetu czyli właśnie z naszych pieniędzy.Zdarza się takie przeoczenie errare humanum est. Ogólnie RDOŚ nie cofnie się ani o krok,a na wspomnienie uzgodnienia/decyzji określonej jako rażące naruszenie prawa,(vide archiwum bloga) powiedziano nam,że zostało ono zaskarżone w sądzie i dopóki sąd się nie wypowie nie należy o tym wspominać.Następnie wszyscy rozeszli się bo trzeba było zwolnić pomieszczenie.